20. V etap rozwoju projektu, turkusowy. Podsumowanie jesieni 2024

Działo się, działo... Etap V rozwoju Domu Mocy, na wysokości Podniebia, czakry gardła przyniósł następujące przestrzenie relacyjne i wspólnotowe:

1) odbyły się trzy kolejne Spotkania Mocy online (VII, VIII i IX), w których udział wzięły: Silvia z Andaluzji, Elżbieta z Wrocławia, Ewa z Wałbrzycha, Joanna z Costa Blanca, Beata z Pruszkowa, Małgosia z Krakowa, Edyta z Madrytu, Maryla z Serbii, Ania z Warszawy, Ewa ze Szczecina, Monika z Bali, Kamila z Costa Blanca, Ewa ze Śląska;

2) na początku września ponad tydzień na odosobnieniu w Domu Mocy spędzili Marta z Anglii i Mateusz z Wrocławia;

3) 21 września przyjechała Edyta z Madrytu, Renata z Costa Blanca i Karolina z Alicante na trzecie spotkanie Kobiecego Kręgu Mocy dla Polek w Hiszpanii:


4) Małgosia z Krakowa przyjechała na 10-dniowe odosobnienie w drugiej połowie września; 

5) Maryla z Serbii zaopiekowała się Domem Mocy i moimi psami na czas mojej podróży do Egiptu, spędzając tu dwa tygodnie;

6) 13 października rozpoczęły się comiesięczne spotkania barterowej grupy online, w której udział biorą 3 osoby: Maryla z Serbii, Ela z Wrocławia i ja;

7) pod koniec października Dom Mocy odwiedzili Beata i Robert spod Warszawy;

8) spędziłam też weekend z Silvią, Szymonem i Jarosławem, tworząc wspólnie podwaliny do naszych projektów;

9) w połowie listopada kilka dni w Domu Mocy odbyła Kasia z Warszawy;

10) pod koniec listopada na tygodniowe odosobnienie przyjechała ponownie Edyta z Madrytu;

11) na przełomie listopada i grudnia kolejne odosobnienie upłynęło mi w gronie Marioli z Krakowa, Majki z Poznania i Danusi z Warszawy.

Zatem czas ten obfitował w twórcze, inspirujące i wspierające spotkania. Patrzę teraz na ich spis i widzę, jak wiele ich było. Jak bardzo pomogły one również w przechodzeniu moich osobistych procesów poszerzania świadomości. Nieskończona ilość wglądów, której doznałam tej jesieni, pchnęła mnie mocno w dalszej ewolucji. Niezwykle mocno.


Oprócz tych cudownych spotkań z PoMocnymi odbyłam również podróż do Egiptu, gdzie przez cały tydzień pływałam z delfinami. Dokonałam wewnętrznego resetu, który wyprowadził mnie z resztek systemowego życia w kontroli i lęku o przetrwanie. Przyszły zmiany na poziomie komórkowym, które ubrały mnie w nową tożsamość - Kapłanki Ziemi. Otworzyła się we mnie przestrzeń do uświęcania różnych momentów i progów poprzez rytuały i ceremonie. Praktykowanie tego jest dla mnie zaskakująco spontaniczne i bardzo głębokie. Przyspieszyła znów energia do zmian, stanęłam przed kolejnym życiowym zakrętem, za którym nie mam pojęcia co będzie... 


I - jak jeszcze nigdy - pozwalam sobie na maksymalnie świadome, powolne kończenie tego roku kalendarzowego, wraz z którym kończą się dwie ważne dla mnie rzeczy: zamykam swoją działalność gospodarczą i opuszczam pierwszą lokalizację Domu Mocy, na tej fantastycznej skale w Águilas. Towarzyszy temu procesowi mnóstwo emocji. Strach przed tym nowym i nieznanym, przed rewolucją, do której właśnie dojrzewam i która nadejdzie prawdopodobnie w styczniu. Bezradność wobec sił życiowych, które pchają mnie w to nowe i nie pozawalają zagrzać miejsca w starym, znanym, bezpiecznym... Nieprawdopodobna wdzięczność za to, co wydarzyło się do tej pory w ramach mojej działalności gospodarczej przez 15 lat i w Domu Mocy przez ten jeden tylko, powoli kończący się rok. Uznanie i duma z siebie, z drogi, którą przebywam. Ciekawość, uśmiech, radość, ekscytacja, lekkość, zaufanie do procesu... Poddanie płynącej fali, które czasem miesza się ze stawianiem oporu, gdy przeżywam zwyczajną, ludzką trudność w konieczności rozstania się z tym, co kochałam. Co kocham. 

Z nieprzypadkowych ciekawostek... kiedy podczas podróży do Polski na początku listopada wracałam na lotnisko wynajętym autem, zapaliła się w nim czerwona kontrolka z komunikatem: "bateria na wyczerpaniu, spowoduje to wyłączenie się systemu za chwilę". Po przejechaniu około stu kilometrów, tuż przed lotniskiem, kontrolka sama zgasła i nic się nie wydarzyło. To drugi komunikat od Wszechświata w ciągu miesiąca na temat tego, że nie mam za bardzo już powrotu do systemu, który partiami opuszczam powoli od 2019 roku. Najpierw opuściłam swoje miasto (Zieloną Górę), potem swoją organizację, którą budowałam wiele lat, potem Ziemię Lubuską, a potem Polskę. Aktualnie zamykam działalność i pracę w zawodzie, który zdobywałam i wykonywałam również przez wiele lat i który dawał mi z jednej strony ogrom satysfakcji i spełnienia, a z drugiej po prostu pozwalał przetrwać i mieć fajne życie w systemie.

Teraz system wręcz dosłownie komunikuje mi, że to już koniec z nim w pozycji zależnościowej, bycia wewnątrz niego. Przede mną nowy etap - współpracy z systemem i tworzenia własnych systemów na energii autonomii i wolności. Niejako na zewnątrz niego...

Nie mam pojęcia co to będzie znaczyło w praktyce dla mojego życia, bo przede mną jeszcze punk zero po zakończeniu wszystkich powiązań z systemem. Z niego dopiero wyłoni się ten nowy etap na dobre. Na razie to dopiero pierwsze zajawki :)


Na obrazku, który namalowałam, jest portal, przez który właśnie przechodzę. Dom na skale jest podobny zarówno do domu w Águilas, jak i do mojego rodzinnego domu nad Wartą w Gorzowie Wlkp. System społeczny, z którego wychodzę, to również mój system rodzinny. Paradoks polega na tym, że wyjście z nich jest równocześnie poczuciem się w pełni... w domu, u siebie, w otoczeniu bezwarunkową i bezgraniczną miłością najbliższych osób. Dom rodzinny, dom obecny, własne ciało i Ziemia jako planeta - to wszystko integruje się w jeden dom, w którym mogę wreszcie poczuć się całkowicie bezpiecznie, bo w wolności bycia sobą. Poza wszelkimi maskami i rolami. W prawdzie o tym, kim naprawdę jestem tu i teraz. W zajmowaniu sobą przestrzeni fizycznej i wirtualnej oraz tej duchowej w sercach wszystkich osób, dla których jestem ważna - odważnie i autentycznie.

Ten dom od razu odzwierciedla się fizycznie w postaci świątyni dla mojej duszy. Nigdy takiej nie miałam, choć kiełkowała we mnie myśl o niej. Pod koniec tego lata pojawiła się w postaci drzewa oliwnego tuż przy Domu Mocy, które przez kilka miesięcy mocno się rozrosło, tworząc kopułę, pod którą urządziłam sobie piękną przestrzeń:


Teraz, gdy jest już tam zbyt chłodno na wielogodzinne medytacje w objęciach Natury kołyszącej mnie w rytm listków poruszających się na wietrze, mam swoją świątynię w najmniejszym pokoju w domu i spędzam tam wieczory na ześrodkowywaniu swojej energii. Świątynie dla naszych dusz są nam niesamowicie potrzebne, zarówno te kolektywne, jak i te maleńkie, osobiste, tylko dla nas w jakiejś wydzielonej, określonej przestrzeni fizycznej.

Reasumując, piąty etap rozwoju mojego życiowego projektu to poziom czakry gardła. To moment oderwania od ziemi i wzniesienia się pod samo niebo. Jak wynika z powyższej opowieści, to właśnie się wydarzyło - komunikacja z delfinami w nieznanych mi dotąd wysokich stanach świadomości, a potem szereg zdarzeń odrywających mnie od starego systemu. Życie zdecydowało, że do dalszej podróży przez ciągle pierwszy cykl istnienia projektu bardziej będzie mi potrzebny nowy dom w nowej lokalizacji. Jeszcze się nie pojawił, więc jestem bardzo ciekawa tego nowego miejsca. A póki co przechodzę przez proces domykania niezwykłego, niesamowitego, fantastycznego życia w Águilas.



Komentarze

Popularne posty