9. Zmiana w energii - czerwiec 2024

Energia czakry serca w projekcie Domu Mocy od początku zaskoczyła mnie bardzo, sprowadzając moje czucie do samej ziemi, do podstaw tego, kim jestem, podstaw człowieczeństwa. Uaktywniła we mnie czucie własnych potrzeb emocjonalnych wobec innych ludzi. Niby proste i oczywiste, naturalna ludzka zdolność. 

Naturalna tak, a jednak wcale nie taka prosta i oczywista.


Kiedy wykonywałam zawód psychoterapeutki, był on bardzo nieprzypadkowy dla mojej przypadłości - to opiekuńczy zawód i to klient ma potrzeby wobec terapeuty, a terapeuta - jeśli odczuje jakieś swoje tzw. przeciwprzeniesieniowe potrzeby, powinien zanosić je na superwizję, żeby nie adresować ich do klienta. No więc byłam całym sercem dla moich klientów, gotowa na wiele lat nauki, ciągłego podnoszenia kompetencji i poszerzania samoświadomości, żeby pomagać im jeszcze lepiej, jeszcze bardziej profesjonalnie. Teraz, gdy przestaję wykonywać ten zawód, a może właśnie dlatego, otwiera się we mnie możliwość doświadczania własnych potrzeb, na jakie do tej pory sobie nie pozwalałam, oczywiście nieświadomie. Były one we mnie wycofane od dzieciństwa i aż tyle lat musiało minąć, żebym w końcu się do nich dostała i zrobiła im w sobie oraz w życiu przestrzeń. 




Jestem przyzwyczajona do zajmowania się innymi. Jestem też przyzwyczajona do zajmowania się sobą, ale w samotności, na odosobnieniach, na odludziach… A zajmować się sobą podczas kontaktu z drugim człowiekiem? Nie z poziomu głowy, opowiadania swoich życiowych historii czy wydarzeń z ostatniego dnia, lecz z poziomu głębokiego odczuwania siebie, potrzeb i uczuć? 


Do tej pory potrafiłam to robić jedynie na swoich treningach, terapiach, superwizjach oraz w gronie przyjaciół-innych terapeutów, bo tam jest bardzo bezpiecznie z założenia i wszyscy z grubsza potrafią komunikować się sercem, gdy zachodzi taka potrzeba. Nie potrafiłam tego robić z ludźmi spoza branży - tutaj zazwyczaj wpadałam w koleinę zajmowania się nimi lub mówienia o sobie tylko intelektualnie. I teraz wydarza się dla mnie rzecz bardzo zaskakująca, ponieważ stopniowo, coraz bardziej, otwiera się we mnie możliwość wpuszczania również mnie i mojego serca do przestrzeni dzielonej z innymi ludźmi, nie-terapeutami. To jest zupełnie nowa jakość w moim życiu.


Dotychczas, tworząc wizję i przestrzeń Domu Mocy, adresowałam go głównie do PoMocnych, gotowa na zaspokajanie potrzeb ludzi, którzy tu przybędą. Gotowa dzielić się swoimi zasobami, żeby wyjechali stąd bogatsi, z wartością dodaną. W ogóle nie brałam pod uwagę własnych potrzeb emocjonalnych. Gdzieś tam przebijały przez moją świadomość i intelekt - że pomimo swojej introwertycznej natury potrzebuję również głębokiego i inspirującego kontaktu z ludźmi, mówiłam o tym - ale do tej pory tych potrzeb nie czułam za bardzo, nie przeżywałam. Tylko o nich wiedziałam. 


Teraz zastanawiam się, czego sama potrzebuję? Wpuszczam tu czucie, kiedy wystosowuję zaproszenie do Polaków, którzy być może tu przyjadą czy przylecą.




Jakie potrzeby sobie uświadamiam na ten moment?

Żyję tu, na wybrzeżu hiszpańskim, z dala od turystów, od dużych miast i od Polaków. W Águilas nie spotkałam jeszcze ani jednego Polaka, który by tu mieszkał, podczas gdy wcześniej, w Andaluzji, w miasteczku o podobnej wielkości było nas kilkudziesięciu, i to w całkiem intensywnym kontakcie. Więc tak, po tych 5 miesiącach mieszkania na styku uwielbianych przeze mnie żywiołów pojawia się nieśmiało brak żywego towarzystwa, przynajmniej od czasu do czasu. Hiszpanów przechadzających się szlakiem po wybrzeżu jest tutaj sporo, ale nie uczę się ich języka, więc nie rozmawiam z nimi póki co. 


Zatem potrzebą, którą powoli zaczynam czuć (już nie tylko o niej wiem), jest potrzeba żywego kontaktu z Polakami. Równocześnie mam potrzebę przebywania nadal w tym miejscu mocy, z dala od aglomeracji i skupisk ludzi, nie zamierzam zmieniać destynacji, więc w zasadzie jedyną opcją jest goszczenie tutaj PoMocnych. Czy sama potrzebuję wyjeżdżać? No właśnie nie za bardzo. Wołają mnie morze, skały, pustynia. Wyjazd raz kiedyś może, ale nie wiem, kiedy i czy w ogóle to "raz kiedyś" nadejdzie. 

Potrzebuję też wymiany, dobrego, wspólnego czasu. Pośpiewania, pogrania, pogadania od serca, popłakania razem, poprzytulania, pokłócenia się nawet. Pochylenia nad tu i teraz, które akurat będzie trwało. Przechodzenia przez momenty tu i teraz najbardziej świadomie jak się da… sercem, nie tylko głową.


<tu szukałam odpowiedniego zdjęcia - ale nie mam jeszcze takiego;)>


No więc… owszem, mam te wszystkie zasoby, z których możesz tu korzystać - przestrzeń domu i natury wokoło, moje kompetencje zawodowe, moje doświadczenie i ogromna umiejętność poszerzania perspektywy. W tym jestem naprawdę świetna, pokażę Ci wszystko, co chowasz przed samym sobą w swoim świecie, jeśli tylko o to poprosisz (ratownictwa już nie uprawiam). Wyjedziesz stąd naprawdę odmieniony, z wieloma wglądami i otwartymi procesami, które dalej będą pracować w Tobie i Twoim życiu. Ale… obok tego, zapraszam Cię również do mojego świata. Do pozajmowania się moimi uczuciami, potrzebami, doświadczeniami... Nie tylko tych wynurzeń na blogu czy w książkach, które piszę. Zapraszam Cię do mojego serca i wymiany, w równowadze. 


Ono nie jest takie super otwarte, jakby chciało być. Bywa zamknięte na sto spustów i ten stan znam najbardziej. Jestem jak ślimak, który po ledwie dotknięciu chowa się do swojej skorupki i tylko czasami wystawia rogi. Potrafi barwnie i otwarcie opowiadać o swoim miękkim brzuszku, ale niezbyt często go pokazuje. Musi zaufać. A na to potrzebuje chwili. Czasem dłuższej, czasem krótszej, nigdy nie wiadomo jakiej dokładnie. Może stanąć na tym, że tylko będziesz pukać do tego mojego serca i ono się nie otworzy. Wtedy pogadamy tylko na poziomie głowy… co też może być inspirujące oczywiście. A może przeciwnie, może jeden Twój albo mój ruch, jedno słowo, jedno spojrzenie, sprawi, że coś kliknie i zatańczymy razem w jakimś cudownym, wspólnym przeżyciu. 


Nie mam pojęcia, co się wydarzy. Ale nie boję się tego nieznanego. Nie boję się stworzyć okazji, przestrzeni, dać sobie i Tobie szansy na prawdziwe spotkanie na poziomie serca. Może do niego dojdzie, a może nie, tego nie da się zaplanować, skontrolować, zagwarantować. To po prostu może się wydarzyć, jeśli będzie w nas gotowość. 


W nas obojgu, bo po mojej stronie jest całe 50% :)


Chcesz spróbować?




Komentarze

Popularne posty