6. Po barterowej majówce

Sam pomysł pobytu w Domu Mocy kilku osób wymieniających się swoimi zasobami zrodził się we mnie spontanicznie pod wpływem dużego zainteresowania moją ideą na grupie barterowej na fb. Na pierwszy termin przyjechały 3 osoby z Polski. 


Zanim do tego doszło przeżywałam trochę niepewności związanej z tym, czy osoby poznane w internecie okażą się w porządku i czy nasze współbycie rzeczywiście okaże się wartościowe dla wszystkich. Pierwszego dnia pod wpływem lekkiego napięcia w sobie całkiem sporo mówiłam (jak na siebie), opowiadając wiele historii ze swojego życia. Poznawaliśmy się po prostu, a ja potrzebowałam uspokoić swój lęk. Towarzyszył mi on jeszcze następnego dnia i przeszedł dopiero, gdy drugiego wieczoru usiedliśmy w kręgu na plaży i opowiedziałam o swoim wewnętrznym procesie, jaki przechodziłam podczas naszego spotkania, jak również w związku z budowaniem w ogóle Domu Mocy. Pozostałe osoby dzieliły się również własnymi wyzwaniami. Ostatni nasz wspólny wieczór przyniósł głęboką wymianę na wielu poziomach w całej naszej czwórce. Nasza relacyjna przestrzeń była już bezpieczna na tyle, że potrafiliśmy spotkać się w różnych emocjach, zarówno tych przyjemnych, jak i w tych trudniejszych. 

Jaką mi to przyniosło świadomość?

Zobaczyłam wyraźnie, jak doprecyzowuję swoją własną drogę zawodowo-życiową. No właśnie. Ona nie jest już zawodowa w moim przeżyciu, pomimo że dochodzi do przepływu finansowego. Coraz bardziej wychodzę ze swoich starych ról zawodowych. Nie wyszłam jeszcze całkiem, ale już wyraźnie bywam bez ról… Cudownie było być w grupie przypominającej trening interpersonalny na procesie, który to nie ja „prowadziłam”, lecz którego sama byłam zaangażowaną uczestniczką. Cudownie jest, kiedy swoim gestaltowskim okiem widzę dokładnie, co dzieje się w grupie i ze mną w tej grupie, i nie muszę brać na siebie odpowiedzialności liderowania, ponieważ potrafię już ją oddać ludziom i samemu procesowi grupowemu. Ufam temu procesowi, ufam sobie i swoim granicom. Czuję je i potrafię o nich mówić. To generuje bardzo bezpieczną przestrzeń dla wszystkich, a w szczególności dla mojego Wewnętrznego Dziecka, małej Gracusi. Tak więc dzieje się ciekawy dla mnie proces, w którym integrują się moje kompetencje zawodowe z osobistymi i coraz mi z tym bezpieczniej, raźniej, przyjemniej. 

Uświadomiłam sobie też inną, bardzo ważną dla mnie rzecz. Dawniej, gdy organizowałam w ramach własnej działalności zajęcia grupowe, zazwyczaj trudno mi było uzbierać pełen skład (czyli 8-12 uczestników). Zgłaszały się niezmiennie 3 osoby, którym wówczas odwoływałam zaplanowane zajęcia, ponieważ było ich za mało. No właśnie. Za mało do prowadzenia struktur, jakie znałam, do jakich byłam przyzwyczajona, bo już ktoś je wymyślił i sama bywałam ich częścią. Nie przyszło mi do głowy, żeby stworzyć coś z tego, co się wydarza, z procesu, który płynie w moim życiu, w mojej działalności. Dopiero teraz do tego dojrzałam! I zobaczyłam w tym zasób, jak również fakt, że moja introwertyczna natura ma swoją określoną pojemność i w Domu Mocy - póki co - mam przestrzeń na wpuszczanie naraz kilku osób do swojego serca, a nie kilkunastu. 


Jakże inaczej potoczyłoby się moje życie, gdybym potrafiła uznać własną naturę i podążyć za nią wcześniej, zamiast próbować przycinać siebie do standardów ustalanych przez kogoś innego. Choć pewnie bez tamtego etapu nie doszłabym do tego obecnego… Dzisiaj mam tę samoświadomość i to uznanie dla swojej natury i swoich granic, a jeszcze nie jestem nawet na półmetku swojego życia, więc wiele jeszcze wydeptywania mojej własnej drogi przede mną. Ależ to jest cudowny proces. Wiedzieć, kim się jest, szanować to i kreować rzeczywistość w zgodzie z tym…

W każdym razie na tym pierwszym barterowym spotkaniu doświadczyłam, że dzięki małemu składowi mogliśmy omówić naprawdę KAŻDY proces osobisty i relacyjny, jaki wystąpił podczas całej majówki. Przy większej liczbie osób zrobilibyśmy to bardziej powierzchownie, bo to jednak wymaga mnóstwa czasu, żeby pochylić się nad każdą osobą i każdą relacją… Niemniej, warto ten czas zainwestować, ponieważ świadomość, jaka z tego płynie, jest niezwykle wzbogacająca.

Teraz czuję, jak bardzo jest mi potrzebne porzucenie oficjalnych ról zawodowych typu „psychoterapeutka”, żeby móc być jeszcze bardziej sobą. I choć uwielbiałam być psychoterapeutką przez naście lat swojego dorosłego życia, z równie wielkim uwielbieniem dzisiaj przestaję już nią być. Choć kompetencje i świadomość gestaltowska na zawsze ze mną zostaną i zawsze będę z nich korzystać, ale już zupełnie… po swojemu. 


Pojawiła się też inne konsekwencja tego procesu – nazwa grupy skupiającej społeczność wokół Domu Mocy. Kiedy ją tworzyłam, nie było jeszcze nazwy Dom Mocy, ale szłam do niej i grupę nazwałam PoMoc w Águilas. Jak widzisz, nazwa ta obrazuje mój proces odłączania się od zawodowej roli pomagacza. Pomoc – PoMoc – Po Moc – Dom Mocy. Niedługo ten proces dokończy się we mnie i wówczas zmienię nazwę grupy po prostu na Dom Mocy lub jeszcze jakąś inną, która do mnie przyjdzie. 

To jest charakterystyczne dla mojego życia – brak stałości. Nazwy mojej działalności gospodarczej regularnie się zmieniały co 2 lata przez całe moje życie, podobnie kolorystyka marketingowa, loga. To dzieje się nadal. W lutym uruchomiłam grupę, mamy maj – i już potrzebuję zmienić jej nazwę i opis, bo przez 3 miesiące ewolucja mojej świadomości poszła mocno do przodu, a rzeczywistość zewnętrzna musi być z spójna z moim światem wewnętrznym.

To nie wszystkie moje procesy, jakie uruchomiła barterowa majówka, ale wszystkie, które decyduję się ujawnić tutaj. Zatem dziękuję, jeśli dobrnęłaś czy dobrnąłeś z lekturą aż tutaj. Ciekawa jestem również Twoich procesów! Może będę miała szansę kiedyś je poznać w Domu Mocy i z nimi interferować:)


Komentarze

  1. Przepiękna transformacja, miło czytać te słowa. Życzę powodzenia i do zobaczenia wkrótce w Domu Mocy 🌟🌟🌟
    Aneta

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty